Cześć, przybywam do Was z kolejną dawką wrażeń z moich wymarzonych wypraw po Indiach z córeczką. Tym razem odsłonie kuluary jednego ajurvedyjskiego kurortu w Varkali. Miejsce to nazywa się bardzo majestatycznie " Eden Garden" ale nie ma nic wspólnego z tą nazwą.... W poprzednim poście podzielilam się z Wami ekscytacja jaką czułam na przyjazd do Verkali gdzie w ramach Workaway miałam nauczać jogi i robić drobne prace wolontariackie, w zamian za nocleg i wyżywienie. Wyglądało to bardzo ładnie. Wyjechalam z Kovalam tuk tukiem, gdyż w tym czasie bardzo bolały mnie plecy i nie chciałam dodatkowo ich forsować bagażami. Zoja była zachwycona bo uwielbia jeździć riksza, nawet poprosiła mnie abym dla nas kupiła jedna do Polski :-) Zajechalysmy pod bramę po 2 godzinach jazdy. Lekko zestresowana, przejęta i trochę smutna gdyż opuszczając Kowalam czułam że to miejsce bardzo mi służyło i w momencie kiedy mocniej zaciesniła mi się znajomość z jedną rodzina w sklepie, Zoja znalazła wśród ich córek przyjaciółkę akurat wyjechaliśmy z tamtą. Jednak życie szykowalo dla nas pewna lekcje w Eden Garden. Na wstępie ukazał mi się zielony plac, zarośnięty różnymi haszczami, po bokach płynęła mala rzeczka, a w samym centrum znajdowala się ciupenka drozka, która w towarzystwie wszech obecnych komarow i ważek latających chaotycznie po tych terenach napawala mnie lekkim strachem. Chyba nikt nie pala miłością do komarów, które nie odpuszczaja swojej ofierze i bezlitośnie kluja swoim narządem gembowym do póki nie opija się do nieprzytomności. Przyjeżdżających do Indi poczytalam o tych stworzeniach i różnych ich rodzajach w tym kraju jest o 5 razy więcej gatunków komarow niż u nas. Te podmokle tereny nie wróżyly dla mnie nic dobrego. Idąc dalej ścieżka patrząc pod nogi, aby się nie skompac w tej wodzie doszłam z Zoja do czegoś co było otwartym zadaszony pokojem co miało przypominać recepcję. Tam spotkałam hindusa który ledwo mówił po angielsku i niemke, która podobnie do niego łamiąc język na wszelkie możliwe strony dowiedziawszy się, że jesteśmy na Workawayu zaprosiła nas do swego pokoju , który mieścił się w sporym oddaleniu od recepcji i okalajacych ja wokol małych domków w akompaniamencie że stawami, oczkami wodnymi i rzeczkami, których wszędzie było pełno. Idąc jeszcze weższa drozka doszliśmy do trzech pawilonów. Z wierzchu pozalewanych, brudnych, lekko przypominajacych ruinę. Weszliśmy do jednego z pokoi, gdzie były połączone dwa pojedyncze łóżka w jedno łoże otulone miskitiera, okna po otwierane co umożliwiło komarom swobodne zagoszczenie się w tym pomieszczeniu. Zarzuciłam plecak i resztę sprzętu, zajrzałam do łazienki, gdzie znalazłam wannę, poobijana , brudna, zupełnie nie do użytku. W całym tym zjawiskowym wydarzeniu usłyszałam od tej pani, że ma nadzieję że nie będzie mi przeszkadzało, iż we trójkę będziemy spaly na tym łóżku tu. Poczułam chęć szybkiej ucieczki z tamtąd. Zapytałam o lunch bo to była pora lunchowa i usłyszałam, że dzisiaj nie ma lunchu dopiero wieczorem będzie kolacja. Podziekowalam za wszystko i w sumie ciesząc się z uslyszanej odpowiedzi opuscilam to miejsce pod pozorem udania się na lunch. Zoja była bardzo głodna, ale ja czułam się tak zestresowana cała sytuacja ze myślałam tylko o tym, aby znaleźć nam czym prędzej nowe miejsce pobytu. Zoja na szybko dostała parę bananów do zjedzenia. Oczywiście na horyzoncie ukazała nam się piękna duża plaża Varkalska z cudnie dużymi falami w morzu. Nie chcąc jednak tracić czasu w obliczu zaistniałej sytuacji dosyć oschle odmowilam swojej córce zabawy w morzu na rzecz szukania noclegu. Poszlysmy w stronę klifu, przyznam się szczerze, że moje środki finansowe nie objęły takiej sytuacji w moim planowaniu i to dodatkowo mnie zestresowalo. Na górze klifu zobaczyłam Varkale w całej swojej pięknej krasie. Piękny w Pic klifu Byłam mocno zmęczona sytuacja, słońcem, stresem i w tej mieszance uczuć spotkałam Sadhana, który zaproponował mi swój różowy pokoik do zamieszkania za 1000inr ale mi się udało stargowac do 600 inr. nie wiem jak to zrobiłam podejrzewam że musiałam wyglądać na lekko zdesperowana i to dało mi siłę przebicia. Pokój był na prawdę przytulny, czysty i w świetnej lokalizacji . Dogadałem się z właścicielem i poszłam po nasze rzeczy do miejsca które miało być super przygoda, a stało się przybytkiem mega stresu dla mnie. Jak wróciliśmy na to miejsce zastalyśmy właściciela i trójkę innych wolontariuszy. Wszyscy razem zasiedlismy w tej recepcji przy stole do rozmowy nad tym co będzie naszym zadaniem pracy codziennej w czasie kiedy nie ma żadnych klientów i nie ma kogo uczyć jogi, gdyż każdy z wolontariuszy tak jak Ja został zaproszony do nauki jogi. Siedząc tak przy stole z samymi nauczycielami jogi (Kasia polka z hindusem, jako para, Eric z Kanady i Ina z Niemiec) oraz Abby 22 letni właściciel kurortu . Ja odrazu szczerze zajęłam swoje stanowisko ,że to nie są warunki dla mnie z małym dzieckiem i że chętnie jutro dołączę do pracy zespołu ale nocować będę gdzieś indziej . Usłyszałam w odpowiedzi, że mogą mnie przenieść do innego pokoju, albo i nawet miejsca gdzie od początku myślałam że będę w tym miejscu, które ze zdjęć na Workawayu wskazywało inny standard niż miejsce w którym wyladowalam. Tu była pierwsza niespojnosc na platformie Workaway pokazano Ociano, a wolontariuszy ściągnięto do Eden Garden. Umówieni wszyscy byli na wymianę umiejętności pracy w klasach ucząc ludzi jogi, ale jak przyszłam dnia następnego aby wesprzeć Abbiego w jego pracy zaoferowano nam sprzątanie brudnego pokoju z zaplesnialymi poduszkami, powłokami i uporządkowanie tej stechlizny. Ja to bym Poprostu wszystko z tamtąd wyrzuciła w maskach w worki związała i wyniosła. Pomieszczenie wyczyscila i odgrzybila, potem odmalowala. Jednak oni mają tu inne praktyki. Nie wyrzucają tylko myja co się da albo malują. Grzyb na ścianie jest zamalowywany. A splesniale poduszki przykrywane czysta powłoką. Te doświadczenie pokazało mi standard kurortu ajurvedyjskiego, który predentuje do uzdrawiania ludzi mocą tradycji i natury w jaki jest bogaty stan Kerala ,a śmieci palą tuż obok kuchni . Dużo niespojnosci znalazłam w tym miejscu. Po pierwszym dniu pracy w ogrodzie, gdzie z braku narzędzi robiliśmy cokolwiek ,aby robić dowiedziałem się ,że Kasia że swoim chłopakiem dzisiaj postanowili się wyprowadzić bo szkoda jest im czasu na takie miejsce... A tu nie zanosilo się na jakieś kreatywne zmiany. Ja pomimo dotychczas zebranych doświadczeń, plus trudów z uzyskaniem podstawowego dostępu do umycia dziecku rąk po brudnej pracy w ogrodzie czy dostarczeniu wody pitnej przy tych upalach umówiłam się na kolejną próbę współpracy , gdzie Abby bardzo chciał abym dała mu wskazówki jak się przygotować do bycia dobrym ojcem bo spodziewał się dziecka. Ta rozmowa była umówiona na poniedziałek, gdyż weekend zrobił wolny . Ja po tej dawce stresu lekko się pochorowalam i weekend spędziłam z Zoja , Kasia i jej chlopakiem na plaży, przy jodze bądź jedząc pyszne tybetanskie jedzonko jakiego jest pelno w Varkali. Mocno się zastanawiałam nad powrotem do Kovalam bo tam mi było dobrze i spokojnie. W między czasie zadzwonił mój znajomy z Trivandrum z zaproszeniem na wycieczkę do Munnar. Miał to być 4 dniowy trip, gdzie podróż motorem w jedną stronę zajęła by nam 6 godz .Wariactwo lekkie z Zoja ale się zgodziłam. Mojemu lanlordowi wypowiedzialam pokój z wyprzedzeniem planojac tę podróż. W środę mieliśmy ruszyć w piękne miejsce, gdzie udają się pary małżeńskie na swój miesiąc miodowy. W tym roku specjalna atrakcja będą rośliny, które kwitną co 4 lata i w tym roku przypada ich okres kwitnienia :-) Bardzo mi się spodobała ta perspektywa. Jednak po dłuższym zbadaniu wszystkich za i przeciw doszłam do decyzji iż nie pojedziemy z Zoja tam. Podróż zajęła by nam zamiast 6 jednak 9 godzin motorem. Akurat w tym czasie były mocne opady i ogłoszony został pomarańczowy stan alarmowy przez rzad. Zbyt długa podróż i duże ryzyko. Czasem trzeba zejść na ziemię i chłodno ocenić sytuację. To był ten czas...i znów zmiana planów, wciąż mi chodziło po głowie, aby wrócić do Kowalam, tu pomimo pięknego różowego pokoju brakowało mi dostępu do kuchni, aby można mojej córeczce gotować. Ciągle stolowanie się w restauracji było kosztowne i uciążliwe z punktu praktyki glodnego małego brzuszka. Zapytałam więc o możliwość dostawienia mini kuchenki nam do pokoju...okazało się że nie ma problemu, ale już jest nowy klient na mój pokój od środy. Ach, czyli potrzebowałam jednak znaleźć inny plan życia na moje 16 dni, gdyż tyle mi zostało do rozpoczęcia kursu ajurvedyjskiego w Kannur. W poniedziałek byłam umówiona z Abbim na rozmowę, zadzwoniłam więc i dowiedziałam się,że jest w sprawach biznesowych w innym miescie, będzie wieczorem. Przedstawiam mu swoją sytuację mieszkaniowa, z zapytaniem czy może mnie przenieść do tego drugiego czystego kurortu Ociano? W odpowiedzi usłyszałam ,że oddzwoni do mnie i się zorientuje . Po 4 godzinach zadzwoniłam bo nie mogłam się doczekać, a lubię być zorganizowana i dlatego planuje z wyprzedzeniem. Abby powiedział, że będzie mógł mnie tam przenieść jutro. Umówiliśmy się na wtorek, ale kolejna niespodzianka we wtorek mój pokój nie był gotowy i miałam przespać się jedna noc w tym miejscu z komarami, a w środę przenieść się do normalnych warunków, według mojego standardu.Nie podobał mi się ten pomysł ale warto było spróbować bo może po przeniesieniu w nowe miejsce wszystko by się odwrocilo w dobra stronę. Noc w tym miejscu była mało przyjemna, czułam się niespokojnie, nie mogłam zasnąć, dopiero od 3 am mi się udało. O 6 am już z Zoja wybraliśmy się na plażę aby zmienić miejsce. Zjadlysmy śniadanko i wróciłam na rozmowę z Abbim. Czekałam 4 godziny i w sumie się nie doczekalam. Udało mi się porozmawiać z Erikiem, który próbował załatwić sobie tam posadę managera i dotarł do ojca Abbiego, który sprezentowal mu ten kurort, aby syn rozkręcil swój biznes. Umówieni byliśmy z Erikiem po jego rozmowie z ojcem na lunch i potem planowo mieliśmy wspólnie się przenieść na nowe miejsce. Jak wróciłam po Erika, Abby oznajmił mi nową wiadomość ,że właśnie zamknęli Ociano i nie może mnie tam przenieść, jedynie mogę zostać z nim tu w Eden Garden. Usłyszawszy tego newsa poszło mi w pięty , poszłam się pożegnać z Erikiem bo nie chciałam spędzić ani minuty dłużej w tym miejscu. Erik jeszcze rozmawiał z ojcem Abbiego i przerwał na moją prośbę, co się okazało kiedy powiedziałam o zamknięciu Ociano on sprawdził to z jego ojcem i zdemontować te informację. Nie wiem w co chciał grać Abby, Erik próbował mnie przekonać abym została, a on zajmie się naszym przeniesieniem do Ociano, ale mnie już się nie dało przekonać. Nie chce tracić czasu mego dla oszustów i manipulatorow. Tak jak postanowiłam tak też pożegnałam się wyrażając na koniec swoją opinię zachowując dostojenstwo i wyszłam czym prędzej z Eden Garden. Ruszyłam na stację pociagowa i kupiłam pierwszy bilet do Kovalam. Na peronie pomimo opóźnienia 1godz, byłam już dużo spikojniejsza. Tak oto skończył się mój 5 dniowy pobyt w Warkali. |
AutorNapisz coś o sobie. Nie musi to być nic wymyślnego, tylko podstawowe informacje. Archiwa
Listopad 2018
Kategorie |