Cześć nazywam się Monika i właśnie ruszyłam w swoją wymarzoną od wielu lat podróż. Zastanawiałam się jaki nadać tytuł mojemu blogowi i zdałam sobie sprawę ,że ludzie w pewnym wieku przestają marzyć, a jeśli jeszcze im się to zdarza to kończy się u większości na surfowaniu po necie. U mnie historia zaczęła się od wczesnych lat kiedy z moją przyjaciółką jako młode dziewczyny w podstawówce spalyśmy okazjonalnie u siebie, wytworzyłyśmy pewną kulturę opowieści wieczornych. W tych opowieściach zazwyczaj tworzonych przezemnie ona wybierala bohaterów, a ja szukalam ciekawych i niestworzonych historii w mojej głowie. Z mózgu wpływały mi surowe niczym nie obrobione młodzieńcze marzenia. Przeważnie były to wątki miłosne. To dało początek moim wyobrażeniom i temu co nazywamy marzeniami. Całe życie marzyłam. Na każdym etapie jego o czym innym. I muszę się Wam przyznać, że każde marzenie prędzej czy później mi się urzeczywistniło. Potęga umysłu jest wielka, chodź przy moim ostatnim sięgnieciu po realizację mego najbardziej wyczekanego marzenia Spotkałam największą trudność. Marzyłam przez pół swojego życia o wyjeździe do Indii. Od kad pamiętam interesowałam się Ajurwedą i chciałam zagłębić jej tajniki u samego Źródła. Jednak zawsze coś stawało mi jako przeszkodą na tej drodze. A to nie miałam kasy, więc wyjechałam i zarobiłam, a to się akurat zakochałam i nie chciałam wyjeżdżać tak daleko na tak długo. A to przyszła fundacja i wielkie projekty w których zawsze brakowało rąk do pracy i nie było czasu. Potem przyszła wymarzona również w wymarzony sposób na świat moja córeczka. No i w końcu wszystko runęlo mi w życiu ( tak mówimy, kiedy przechodzimy załamanie i spotyka nas z pozoru nieszczęście życiowe) Po tym kryzysie otrzepałam piórka niczym ptaszek i nim się obejrzałam byłam wolna niczym ptak. Nie związana już z mężczyzną, ani z organizacją, ani z potocznie rozumiana wizja rodziny. Nawet kwestia potrzeb zmieniła swoje znaczenie w stronę prostego, spokojnego bycia w radości z tego co mi się przydarza. Moja pokora jednak osiągnęła swój kres i największą próbą i najtrudniejszym sprawdzianem tuż przed samym wyjazdem w wymarzone miejsce, kiedy bilety były już moich rękach, nie było co niektórym mógło by się wydawać nie do przejścia dowiedzenie się o powodzi stulecia i tragicznej sytuacji ludzi wielu ludzi, tylko śmierć mojego ukochanego kotka. Na miesiąc przed wyjazdem zaczął chudnąc, jak by wiedział ze wyjeżdżamy na długo. Na tydzień przed wyjazdem poszłam z nim do weterynarza i z dnia na dzień stawał się coraz słabszy. Był moim wiernym towarzyszem wielu wypraw przez 11 lat. Pomagał mi w porodzie, trudno było mi go zostawić w takim momencie. Jednak zegar tykal, a ja znów stanęła przed trudna decyzja. Jechać i realizować swoje marzenie spędzenia zimy w ciepelku, poznając tajniki ajurwedyjskich masaży, spotykając się z przyjaciółką na Bali i kończąc podróż masazami tajskimi w Tajlandii. Czy zostać że swoim wiernym przyjacielem. To było dla mnie bardzo trudne. Piszę taki rozległy wstęp aby można było złapać chodź zarys tego co mam w sercu i to że życie składa się z różnych decyzji ale, chcę Wam pokazać na tym blogu iż można sięgać po marzenia jeśli jest się sobie w tym wiernym i wytrwałym. Mnie się udało dolecieć tam gdzie tak marzyłam . Blog ten opisze moje przygody z planowanej na 1,5 miesiąca wcześniej podróży która z założenia ma być 8 miesięczna podróżą mamy z 3.5 letnim dzieckiem. |
AutorNapisz coś o sobie. Nie musi to być nic wymyślnego, tylko podstawowe informacje. Archiwa
Listopad 2018
Kategorie |